Tym razem mam problem z tym, w jaki sposób opublikować swój tekst. Z tego powodu, że jego niewielka część, publikowana w poprzednim poście powtarza się, choć w nieco zmienionej formie. Dlatego przepraszam tych, którzy już czytali, a zachęcam i zapraszam tych, którzy jeszcze nie czytali.
Poniższy tekst został wygłoszony podczas posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 26 marca br. W najbliższy weekend wystąpienia tego będzie można wysłuchać w lokalnych telewizjach: Kamena/Multimedia oraz Vectra. Piszcie, komentujcie. Ciekawa jestem jak odbieracie tamte czasy...
I jeszcze jedno: dziękuję za wszelkie dotychczasowe uwagi, nawet narzekanie, że piszę mało i rzadko. Mam nadzieję, że poniższym tekstem zrekompensuję nieco straty ;) Na koniec "wisienka na torcie" - NIGDY niepublikowane fotografie burmistrza i starosty! Pozdrawiam wszystkich moich czytelników.
J.L.
Poniższy tekst został wygłoszony podczas posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 26 marca br. W najbliższy weekend wystąpienia tego będzie można wysłuchać w lokalnych telewizjach: Kamena/Multimedia oraz Vectra. Piszcie, komentujcie. Ciekawa jestem jak odbieracie tamte czasy...
I jeszcze jedno: dziękuję za wszelkie dotychczasowe uwagi, nawet narzekanie, że piszę mało i rzadko. Mam nadzieję, że poniższym tekstem zrekompensuję nieco straty ;) Na koniec "wisienka na torcie" - NIGDY niepublikowane fotografie burmistrza i starosty! Pozdrawiam wszystkich moich czytelników.
J.L.
Powodem mojego
wystąpienia jest rok 2015. Oczywiście nie dlatego, że jest "okrągły",
ale jest to rok, w którym obchodzimy 70 lecie zakończenia drugiej wojny
światowej, a co za tym idzie, rok obfitujący w rocznice wydarzeń, które miały
wpływ nie tylko na losy naszego miasta, ale także związane są z życiem i
działalnością wielu ciekawych postaci. I stąd także to krótkie wystąpienie, aby
choć po trosze zaakcentować najważniejsze momenty z historii naszej małej
ojczyzny.
29 stycznia
minęła kolejna okrągła, bo 70 - rocznica wkroczenia wojsk Armii Czerwonej do
Kwidzyna. Pozostała niezauważona choć przez wiele lat była świętowana w
uroczysty sposób jako data wyzwolenia miasta. Oczywiście możemy się dziś
spierać, czy to było wyzwolenie, zagrabienie, zdobycie czy wkroczenie, fakt
wejścia wojsk rosyjskich do Kwidzyna jest niezaprzeczalny. Ale może troszkę
historii. Przed wybuchem II wojny światowej Kwidzyn należał terytorialnie do
państwa niemieckiego. Miasto wówczas położone było w prowincji Prusy Wschodnie.
Ten podział administracyjny obowiązywał od zakończenia I wojny światowej i
podpisania traktatu wersalskiego w 1919 roku. Działania konfliktu zbrojnego z
lat 1939-45 właściwie Kwidzyn ominęły. Ludność miasta żyła sobie spokojnie, a
wręcz korzystała "z dobrodziejstw", które wojna przyniosła, m.in.
poprzez zatrudnianie w kwidzyńskim przemyśle angielskich i francuskich jeńców
wojennych, przetrzymywanych w obozach jenieckich.
Styczeń 1945
roku właściwie zupełnie nieoczekiwanie zmienił położenie mieszkańców
Marienwerder. Propaganda niemiecka wciąż starała się ukryć w oficjalnych
przekazach, że nic wielkiego się nie dzieje, że wojska niemieckie wkrótce
przegrupują się i odeprą nacierające wojska Armii Czerwonej. Tylko tu i ówdzie,
szczególnie w urzędach i instytucjach "po cichu" zaczęto realizować
przygotowane wcześniej plany ewakuacyjne. Sam oficjalny rozkaz opuszczenia
miasta całkowicie zaskoczył ludność cywilną. Stało się to 21 stycznia 1945
roku, choć pierwsi "uciekinierzy" opuszczali swoje domostwa już 18 i
19 stycznia. Jeszcze wtedy można było spokojnie opuścić miasto głównie koleją
przez Malbork, mostem drewnianym na Wiśle do Smętowa, a w następnych dniach
także przez most lodowy, który zrobiono na Wiśle w kierunku Opalenia.
Wyjeżdżano samochodami, powozami konnymi, innymi środkami transportu. Z dnia na
dzień sytuacja ewakuowanych mieszkańców stawała się jednak coraz trudniejsza,
aż w końcu jedynym sposobem stawała się wędrówka piesza.
No i stało
się... Pierwsze, nieliczne jednostki radzieckie weszły do Kwidzyna 29 stycznia
1945 roku około 17.00 po południu – o tej porze roku jest już ciemno. Wg
zachowanych źródeł żołnierze wkroczyli do miasta od strony Wandowa i Prabut.
"Na dobre" jednak Rosjanie weszli następnego dnia rano, stąd później
prawdopodobnie w różnych opracowaniach pojawił się błąd, z którego wynikało, że
datą "wyzwolenia" jest 30 stycznia. Tak, czy owak 29 stycznia, w
momencie wkroczenia Armii Czerwonej Kwidzyn stanął w nietypowej sytuacji
geopolitycznej. Wszystkie sąsiednie miasta broniły się jeszcze, a co ważne - w
większości zaciekle. Uwagę zwraca fakt, że w bezpośrednim sąsiedztwie Rosjanie
zdobyli dopiero 10 lutego Elbląg, 6 marca Grudziądz, 17 marca Malbork, w marcu
również zdobyty został Gniew, Pelplin i Tczew. W wyniku takiego właśnie
położenia w bezpośredniej bliskości działań wojennych Kwidzyn stał się "z
automatu" typowym "zapleczem frontowym", a ze względu na sporą
ilość dużych budowli (była to przecież stolica prowincji, miasto urzędowe oraz
garnizon wojskowy) dowództwo AC podjęło szybką decyzję o ulokowaniu w nim
rosyjskich szpitali wojennych. Konkretnych wiadomości z tego okresu jest jednak
niestety bardzo niewiele. Wiadomo, że działała komendantura wojenna, że część
ulic została wyłączona z ruchu, a wejście w odcięte strefy wymagało przepustek
i kontroli przy szlabanach u wylotu poszczególnych ulic. Źródła podają, że w
mieście zorganizowano co najmniej 18 szpitali AC dla około 20 tysięcy rannych,
co miało bezpośredni wpływ na sytuację miasta w późniejszych miesiącach.
Pamiętać
jeszcze należy o jednej bardzo ważnej sprawie. Rosjanie wkroczyli do miasta
niemieckiego. Nie polskiego. Do Marienwerder, a nie do Kwidzyna. Maszerowali
przez terytorium wroga, siłą rozpędu niejako przesuwając linię frontu na zachód.
W związku z tym pojawił się problem statusu terytorialnego tych ziem. I tu duże
znaczenie miała decyzja radzieckiego rządu tzw. Państwowego Komitetu Obrony
(GOKO – 1941-1945) z 20 lutego, w której Stalin w pełni potwierdził prawa
Polski do nowych ziem. Oczywiście nikt oficjalnie nie wiedział jeszcze, że losy
tych ziem zostały przesądzone kilka dni wcześniej w Jałcie, w której trwała konferencja jałtańska pomiędzy 4 a 11
lutego 1945.
Moskwa zadeklarowała
więc pełne poparcie dla objęcia przez Polskę władzy na obszarach, zwanych
później Ziemiami Odzyskanymi, natomiast tuż za frontem pojawiały się grupy
polskich urzędników i specjalistów z różnych dziedzin życia, których zadaniem
było tworzenie podwalin polskiej administracji samorządowej czy państwowej. W praktyce
jednak często okazywało się, że władza polska była zupełną fikcją, a Rosjanie i
tak traktowali poszczególne miasta jak zdobycze wojenne.
Powróćmy
jednak do Kwidzyna. Po wkroczeniu Rosjan pierwszą sprawą stało się powołanie
wojskowej komendantury wojennej. I to ona właśnie niepodzielnie na razie rządziła
w mieście. Jak dotąd nie udało się jednoznacznie wyjaśnić kto stanął na jej
czele. Według różnych źródeł funkcję tę miał pełnić albo ppłk Morozow, kpt.
Selezjan, bądź ppłk Boroziłow. Zarówno
sprawa komendanta wojennego jak i okres pomiędzy końcem stycznia o końcem marca
1945 roku pozostaje wciąż białą plamą w dziejach Kwidzyna. Z pewnością na
swojego odkrywcę czekają wciąż rosyjskie archiwa a w nich akta, które biorąc
pod uwagę obecną sytuację geopolityczną - nieprędko dane nam będzie jeszcze
spenetrować.
Pierwszą
postacią, która niejako pojawia się w początkach polskiej administracji w
Kwidzynie jest Mieczysław Borzeszkowski. 16 marca 1945 roku przyjeżdża do
Torunia, w którym pisze podanie do wojewody pomorskiego w Toruniu w sprawie
nadania posady w samorządzie terytorialnym. Musiał wcześniej rozmawiać z
wojewodą, gdyż pismo swe rozpoczął od zdania: "powołując się na dzisiejszą
rozmowę z Obywatelem Wicewojewodą proszę uprzejmie o przydzielenie mi
stanowiska burmistrza Miasta Kwidzyna". Powołał się przy tym na wysokie
doświadczenie w służbie konsularnej i samorządowej oraz dołączył życiorys.
(dodam, iż Borzeszkowski był pracownikiem konsulatu polskiego na terytorium
Rzeszy, właśnie w Kwidzynie. Znał więc doskonale miasto). Wojewodą był wówczas
Henryk Świątkowski, ten sam, który wyszedł z inicjatywą utworzenia uczelni
wyższej w Toruniu, która zresztą również w tym roku obchodzi swoje 70 urodziny.
Ten sam, który od 1945 roku był ministrem sprawiedliwości i wreszcie ten sam,
który wiosną 1945 roku zlecił śledztwo dotyczące zbrodni na polskich oficerach
w Katyniu z zamiarem zafałszowania i zatajenia tej zbrodni.
W każdym razie
już następnego dnia - 17 marca - wojewoda oddelegował Mieczysława
Borzeszkowskiego do Kwidzyna w charakterze PO Burmistrza z zastrzeżeniem, że ma
on niezwłocznie przystąpić do zorganizowania tam Zarządu Miejskiego. Borzeszkowski
otrzymał stosowne pisma, a także przepustkę z informacją w języku polskim i
rosyjskim. Brak jest niestety informacji, czy Borzeszkowskiemu udało się cokolwiek
zdziałać w zakresie administrowania miastem. Jego nazwisko pojawia się co
prawda w spisie osób tzw. Grupy Operacyjnej, o której wspomnę za chwilę.
Borzeszkowski szybko jednak rezygnuje z pracy w Kwidzynie, przenosząc się do
Sztumu. Z pewnością jego zawodowa przeszłość nie pomagała mu, jak również to,
że był miejscowym Polakiem. Pochodził co prawda zza Wisły, żona jednak była
rodowitą przedwojenną kwidzynianką. Nowy system musiał jednak wprowadzać inne,
komunistyczne już standardy, a sam Borzyszkowski po latach pisał o swojej pracy
zawodowej: „Z przykrością muszę
stwierdzić, że pomimo osiągnięć w mojej pracy pionierskiej, nie mogłem,
niestety wywiązać się należycie w sprawie uznania zasług ludności rodzimej z
tytułu walki o polskość tej ziemi. Do ludności tej odnoszono się w pierwszych
latach po wyzwoleniu nie tak jak należało i to sparaliżowało mnie w moich
zabiegach o oddanie autochtonom należnego im miejsca wśród budującego się
społeczeństwa. Byłem nawet zmuszony wycofać się z dalszej pracy zawodowej, tym
więcej, że praca moja jako inspektora samorządowego wykonującego kontrolę
gospodarki miast i gmin wiejskich, wskutek często stwierdzanych nadużyć, nie
zawsze była dostatecznie doceniana.”
24 marca
minęła z kolei następna 70 rocznica - przybycia do Kwidzyna przedstawicieli
Urzędu Pełnomocnika Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów RP. Dopiero od tego
dnia zarówno miasto jak i powiat oficjalnie zostają przejęte przez
administrację polską. Dodać należy, że kilka dni wcześniej (14.03) utworzony
został tymczasowy podział administracyjny, w wyniku którego Kwidzyn trafił pod
zarząd Okręgu Mazurskiego z siedzibą w Olsztynie. Tymczasem PO Burmistrza
Borzeszkowski niewiele zdążył zdziałać przez te kilka dni (niecały tydzień),
ale z pewnością doszło raczej do „połączenia sił” niż konfrontacji czy
dwuwładzy. Skład osobowy tej pierwszej Grupy Operacyjnej, jak ją nazywano był
następujący: Pełnomocnik Wiesław Sztejnike, inż. Heliodor Chmielewski, Henryk
Gwiazdowski, inż. Franciszek Kranc, inż. Wacław Słyczko oraz inż. Antoni
Szychulda. Wszyscy pochodzili z Warszawy i przyjechali wraz z rodzinami, co w
późniejszych latach spowodowało podjęcie decyzji o powrocie do stolicy. Żadna z
tych pierwszych rodzin nie osiadła na stałe w Kwidzynie. Być może przyjazd warszawiaków miał także
wpływ na decyzję opuszczenia miasta przez Mieczysława Borzeszkowskiego. Jak
wspomniałam wcześniej, Borzeszkowski został dopisany do składu Grupy
Operacyjnej, ale co ciekawe nie pojawia się w żadnym z zachowanych dokumentów
urzędowych tego okresu w Archiwum Państwowym w Elblągu z siedzibą w Malborku.
30 marca 1945
roku radziecki komendant wojenny Kwidzyna, po otrzymaniu zgody z dowództwa 2
Frontu Białoruskiego, a więc tego, który zajmował Kwidzyn w styczniu- przyjął
grupę operacyjną i zezwolił jej niejako oficjalnie na rozpoczęcie działalności.
Ta data właśnie, obok uroczyście obchodzonej rocznicy zdobycia miasta 29
stycznia została przez system i ówczesne władze uznana, jako symboliczny
początek polskiego władztwa w mieście. Przez kilka lat obchodzone kolejne
rocznice tego wydarzenia mogą dziś budzić wątpliwości, ale też należy postawić
pytanie, czy początkiem polskiej administracji w Kwidzynie jest pierwsza
decyzja o tymczasowym podziale administracyjnym z 14 marca, czy może przyjazd
Mieczysława Borzeszkowskiego 17 marca, czy przyjazd Grupy Operacyjnej 24 marca, czy
właśnie wydanie oficjalnej zgody przez Rosjan 30 marca. Osobiście uważam, że
dziś, z perspektywy upływającego czasu ustalenie takiej daty nie ma chyba
większego znaczenia.
Nieliczna
grupa oddelegowanych pełnomocników z Warszawy ogarnąć musiała w zasadzie
wszystko, co wiąże się z normalnym funkcjonowaniem miasta. Gospodarka,
bezpieczeństwo, porządki w mieście, przyjazdy pierwszych osiedleńców, nieliczne
powroty Niemców, zakłady pracy, drogi, place, instytucje, a także- co chyba
najważniejsze - musiała funkcjonować w ścisłej współpracy i koegzystencji z
Armią Czerwoną, wszak w mieście nie zlikwidowano powołanej w styczniu
komendantury wojskowej. W zasadzie "czego się dotknąć", trzeba było
organizować od nowa.
Pewne funkcje
należało jakoś rozdzielić pomiędzy poszczególnych członków. I tak w pierwszych
dniach pobytu GO w Kwidzynie H. Gwiazdowski został zastępcą pełnomocnika i
objął sprawy związane ze zorganizowaniem Milicji Obywatelskiej, która miała
pomóc opanować choć w stopniu minimalnym bezpieczeństwo w mieście. Szychulda
zajął się regulacją spraw narodowościowych. Kranc zajął się sprawami przemysłu
i warsztatów rzemieślniczych oraz akcją repolonizacyjną. Słyczko zajął się
aprowizacją oraz zakładami, które działały w branży przemysłu spożywczego.
Heliodor Chmielewski koordynował całość prac oraz prowadził prace urzędów. Nie
było w tym czasie jeszcze żadnych zrębów prawa, ani żadnych wytycznych, co do
podziału kompetencji, zarówno ze strony władz polskich jak i nawet rosyjskich,
wszystko więc odbywało się na zasadach umownych. Stąd też wzięła się zapewne
nazwa - tzw. Grupa Operacyjna. Do tego pamiętać należy, że miasto było w tym
czasie jednym wielkim, rosyjskim szpitalem wojskowym.
Pierwsze zręby
administracji urzędowej "pojawiły się" w kwietniu 1945 roku. Wtedy
to, tj. 23 kwietnia 1945 roku Kwidzyn zostaje oficjalnie przyłączony do
województwa olsztyńskiego. Tak - olsztyńskiego, nie gdańskiego! Inspektor
wojewódzki mjr. Mieczysław Borowiecki mianował w tym dniu Wiesława Sztejnike
starostą powiatowym, Henryka Gwiazdowskiego jego zastępcą, zaś Heliodora
Chmielewskiego burmistrzem miasta. Tworząc zręby uporządkowanej administracji
wszelkie działania opierały się wciąż na inicjatywie własnej oraz inwencji
twórczej pracowników. Początkowo burmistrz rezydował przy ul. Braterstwa
Narodów, w budynku, gdzie obecnie mieści się Nadleśnictwo Kwidzyn, później cały
Zarząd Miejski przeprowadził się na Plac Zwycięstwa (obecnie pl. Plebiscytowy),
do budynku sądu.
Marzec 1945
roku stał się tylko formalnym początkiem przejmowania Kwidzyna przez władze
polskie – długiego procesu trwającego przynajmniej do jesieni 1945 roku. Dopiero
6 czerwca 1945 roku powiat zostaje przydzielony do województwa gdańskiego.
Miasto zaczyna się coraz bardziej zaludniać przesiedleńcami, repatriantami,
także Niemcami, którzy powoli wracali po rozkazie ewakuacji miasta w styczniu
1945 roku. Tak wyglądały oficjalne początki funkcjonowania miasta, które z
Marienwerder miało zamienić się oficjalnie już wkrótce na Kwidzyn. POLSKI KWIDZYN.
![]() |
Wiesław Sztejnike, Pełnomocnik Grupy Operacyjnej, mianowany starostą kwidzyńskim 23 kwietnia 1945 roku |
![]() | |
Heliodor Chmielewski, członek Grupy Operacyjnej, mianowany burmistrzem Kwidzyna 23 kwietnia 1945 roku |
Bardzo ciekawy tekst. Pisze Pani o tym, o czym wie bardzo niewielu, odkrywa Pani takie szczegóły. Dziękuje bardzo!. Jednak kilka kamyczków do ogródka podrzucę. Mam nadzieję,że nie obrazi się za to Pani? Szkoda że nie napisała Pani o tym,że cala grupa operacyjna to komuniści, zapewne członkowie PPR?! Dlaczego używa Pani sformułowania żołnierze radzieccy ? Takie określenie wymyślili po wojnie bolszewicy, aby złagodzić antysowieckie nastroje Polaków. zastąpili tym sowiecka armia, sowieci, które w Polsce miało bardzo negatywne znaczenie. Trzeba było napisać,że Borzeszkowski przedwojenny, sanacyjny urzędnik nie pasował do czerwonej grupy operacyjnej, PPR-wocom nie było z Borzeszkowskim po drodze. Czy w tym zdaniu " (dodam, iż Borzeszkowski był pracownikiem konsulatu polskiego na terytorium Rzeszy, właśnie w Kwidzynie. Znał więc doskonale miasto)." nie powinno być Konsulat Polski z dużych liter, nie upieram się ale.. Jeszcze raz dziękuje za zupełnie nowe dla mnie informacje! Szkoda,że władze miejskie nie obchodzą uroczyście 70 rocznicy Polskiego Kwidzyna ! Czy Pani jako radna nie mogla im tego zaproponować?
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe - potwierdzam. Fajnie, że w sieci znalazło się miejsce również dla historii tak opowiedzianej i przede wszystkim fajnie pokazanej, którą po prostu chce się czytać.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, odpowiadam trochę z opóźnieniem, ale za to z przyjemnością :) Nie zamierzam obrażać się o te "kamyczki" i dziękuję za uwagi.
OdpowiedzUsuńOtóż nie mogłam napisać, że członkowie grupy operacyjnej to w linii prostej komuniści. Wydaje mi się, że to nie takie proste. Po pierwsze nie ma pełnych informacji o tym, że wszyscy byli w PPR, choć część życiorysów tych osób zachowała się w APE. Z pewnością - i tu może zaskoczę Pana- kilkoro z nich było członkami PPS, nie PPR. Chmielewski np. tworzył struktury PPS w Kwidzynie. Często z perspektywy czasu zastanawiam się nad tym, kto miał wtedy budować to państwo polskie, nawet na zasadach zależności od Rosji? Czy w ogóle mieliśmy oddać władzę w ręce rosyjskie? To jest tak jak ze szklanką wody. Każdy z nas może widzieć, że jest ona tylko do połowy pełna lub do połowy pusta. Cała "załoga" Grupy Operacyjnej to inżynierowie. W większości po 3 - 4 latach wyjechali (a raczej wrócili) do Warszawy. "Śledziłam" losy kilkorga z nich- żaden nie kontynuował aktywnej działalności partyjnej, każdy pracował w swoim wyuczonym zawodzie, w większości w zawodach technicznych. Więc nie wiem, czy kierowali się rzeczywiście pobudkami nowego systemu. Myślę, że byłoby to wysoce niesprawiedliwe tak oceniać ich działalność. Analizując różne dokumenty źródłowe mogę zaręczyć, że działali w interesie Kwidzyna, w interesie mieszkańców - nie systemu. Wydzierali Rosjanom co się da, ochronili przed wywózką elektrownię, wodociągi, starali się, choć bezskutecznie, odbudować ratusz, linię kolejową do Kisielic. Czy działając w taki sposób można jednoznacznie powiedzieć, że to była komuna? Sądzę, że nie można, choć oczywiście te kwestie na wyższych szczeblach władzy były już bardziej jednoznaczne.
Co do Borzeszkowskiego. Przecież pisałam (i mówiłam) kim był, może nie używając słowa "sanacyjny". Poza tym czy pasował, czy nie, tego też nie możemy stwierdzić. Borzeszkowski wyjechał do Sztumu, ale myślę, że z nieco innych pobudek. Odnalazłam jeszcze ostatnio informację, że najpierw wyjechał do Morąga, gdzie pełnił funkcję starosty, a dopiero do Sztumu, gdzie osiadł. Poza tym przecież zarówno w Morągu, jak i w Sztumie działały te same "zasady" co w Kwidzynie. Czy tam nie było "czerwonych"? Tam "głaskano" sanację? Przecież to niedorzeczne. A może spójrzmy na to z innej strony: może Borzeszkowski sam sobie po prostu chciał ułożyć dobrze swoją karierę zawodową w nowych warunkach? Chciał być burmistrzem Kwidzyna, ale nie wiedział, że prawie "równocześnie został uprzedzony" przez Grupę Operacyjną i musiał zwyczajnie zweryfikować swoje zamiary. Może najpierw w Morągu, a potem w Sztumie widział lepszą szansę dla siebie? A może w Sztumie miał więcej "do zrobienia", bo i tam było więcej polskich rodzin z tradycjami, więcej znajomych z czasów plebiscytu, bo tam mniejszość polska była o niebo liczniejsza niż w Kwidzynie. Przecież dokładnie również w taki sposób można ocenić i zrozumieć jego wypowiedź, którą przytaczałam w referacie. A, żeby dodać "smaczku" całej sprawie to dopiszę, że żona Mieczysława Borzeszkowskiego stała na czele struktur PPS w Sztumie. Więc i z tymi komunistami sprawa nie jest taka jednoznaczna.
Co do żołnierzy radzieckich, to jest to jak najbardziej "normalne" określenie. Skoro proponuje Pan tak dogłębną analizę słowotwórczą, to proponuję odjąć od niej wątki własnych politycznych zapatrywań i spojrzeć na oryginalną pisownię. Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich czy Związek Radziecki - ZSRR w oryginalnej pisowni brzmi: Союз Советских Социалистических Республик, Советский Союз. Czyli słowo Sowieci jest w linii prostej nawiązaniem do oryginalnego brzmienia, a nie tłumaczenia, gdyż sojuz to nic innego jak rada, sowiecki to radziecki. W gruncie rzeczy masło maślane. Dziś wiele osób powraca do określenia Sowieci, ale dla mnie nie ma to znaczenia, gdyż staram się pisać o historii obiektywnie,a w tym przypadku jest to dla mnie tożsame. Podobnie jest z konsulatem. Mówiąc, że idę do starostwa kwidzyńskiego nie użyję dużych liter, że idę do konsulatu także. Dużych liter bezwzględnie użyjemy, jeśli to ma być pisownia nazwy własnej: Konsulat Rzeczypospolitej Polskiej lub Konsulat RP. I taka nazwa własna obowiązywała także w Kwidzynie czy raczej w Marienwerder. Często "z grzeczności" i szacunku do instytucji wielu autorów pisze Konsulat Polski tak jak np. Kościół czy Katedra, ale z punktu widzenia języka polskiego to nieprawidłowa forma, choć dopuszczalna.
OdpowiedzUsuńI wreszcie co do obchodów. W tym pytaniu widzę pewne zaprzeczenie. Skoro to była taka straszna komuna, a Grupa Operacyjna "czerwona", to co tu świętować? Poza tym Kwidzyn zawsze był miastem pod niemieckim panowaniem. W tym kontekście Polska otrzymała te ziemie właśnie dzięki Stalinowi. Taki chichot historii. Ponadto, czy decydując się na oficjalne obchody i święto pominąłby Pan kwestię niemiecką? Tak samo, jak pomijali ją wszyscy przez długie lata jeszcze po II wojnie światowej? Czy może w jakiś oficjalny sposób ponownie mielibyśmy mówić o powrocie "do macierzy"? To trudne tematy, przez wiele lat omawiane i przekazywane w sposób wypaczony i myślę, że podchodzenie doń "na zimno" będzie o wiele bardziej czytelne i sprawiedliwe dla wszystkich "zainteresowanych" stron i narodowości.
Dziękuję bardzo pani za wyjaśnienie! są rzeczowe aż nadto.! nie zgodzę się tylko z określeniem sowiecki- radziecki. w tłumaczeniu to rzeczywiście to sam. Jednak cały świat używał określenia sowieci, a nie radzieccy, radziecki. W Polsce słowo sowieci miało wymiar bardzo negatywny,, dlatego gdzieś to doczytałem w jakiejś pozycji wydawnictwie Arcana, polscy komuniści wspólnie z sowieckimi towarzyszami wymyślili,że będą używać określenia radziecki! Co do obchodów ma pani zupełną racje!
UsuńZ tym "zabarwieniem politycznym" to ma Pan rację. Bardzo ciekawie wyjaśnia to wiki: http://pl.wikipedia.org/wiki/Sowieci, choć zdania językoznawców są podzielone. Tak to widać jest, że język sobie, a historia sobie :)
UsuńZa kilkanaście lat nikt może tego nie będzie już pamiętał, tak jak dziś niewielu wie, skąd wzięli się Krzyżacy. To określenie jako bardzo negatywne "ukuł" przecież sam Sienkiewicz. Dziś nikt nie zwraca uwagi na to, że niektórzy piszą "rycerz Zakonu Najświętszej etc" i nie przywołuje do używania innej formy. Za to Krzyżacy jako nieliczni (wyjątek) "wypracowali sobie" przez lata pisownię wielką literą.
Historyk nie może głosić teorii, że Kwidzyn zawsze był miastem pod niemieckim panowaniem.
OdpowiedzUsuńZapewniam, że może. Bo to jest FAKT. Nie teoria. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTaki fakt jak gazeta o tym samym tytule:)zakon krzyżacki to nie Niemcy:) helloł.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem ten artykuł z prawie dziesięciomiesięcznym opóźnieniem, Jako historyk w pełni podzielam stanowisko Justyny Liguz. Nie chcę powtarzać znowu tych samych, przytaczanych przez Autorkę argumentów, ale takie były po prostu fakty, czy nam się to dzisiaj podoba, czy nie. Uważam też, że trzeba dociekać nadal kto był komendantem radzieckim (sowieckim) miasta i badać całokształt sytuacji w Kwidzynie w pierwszych latach powojennych, jak również później. Za mało tez ciągle wiemy o codziennym życiu w Marienwerder w latach międzywojennych oraz w latach 1939 - 1945 ( do zajęcia miasta przez Armię Czerwoną).
OdpowiedzUsuń