czwartek, 17 stycznia 2013

Znaczek z napisem Marienwerder

    Stare gazety zawsze przykuwają moją uwagę. Podobnie jak stare przedmioty, które mają coś w sobie. Coś co może trudno określić, ale daje się to wyczuć, kiedy bierzemy do ręki stare naczynie, wieszak, książkę itp. Gazety mają tę przewagę nad innymi przedmiotami, że nie tylko są świadkami wydarzeń, w sąsiedztwie których powstały, ale dokładnie przekazują o nich informacje. Jakiś czas temu wpadła w moje ręce gazeta z 1945 roku.
    Gazeta o bardzo szerokich tradycjach, ogólnopolska, krakowska. "Przekrój", bo o nim mowa, nosi datę 9-15 grudnia 1945 roku. Na jednej ze stron zaskoczył mnie tytuł: "Przez Kwidzyn". Niby taki zwykły, ale za to w sąsiedztwie wielkiego nazwiska... Autorem tekstu był Czesław Miłosz. Zaskakujące, prawda? Co wspólnego ma Miłosz z Kwidzynem?
    Tekst jest krótki, ale jakże ciekawy. Trochę zaskakujący, bowiem noblista pisze o mieście w kontekście Mazur. Ale cóż - w 1945 roku nic nie było proste. Także kwestia przynależności dzisiejszej stolicy Powiśla. Myślę też, że to w tamtym właśnie czasie termin "Powiśle" został wymyślony dla uporządkowania spraw geograficznych. Obszernych fragmentów tekstu nie będę dodatkowo omawiać. Od razu przejdźmy do lektury...
    "Jak większość chłopców zbierałem namiętnie znaczki pocztowe. W sklepiku oświetlonym słabo łojówką, albo lampką naftową, spędzałem zaczarowane chwile wielkich możliwości, grzebiąc w zeszycie, w który właścicielka wklejała różnobarwne dowody istnienia zamorskich, cudacznych krajów. Mogłem wybrać  pomiędzy Guyaną Francuską z tygrysem a Australią z kangurem. Dwóch takich skarbów nie mogłem kupić – miałem za mało pieniędzy – ale właśnie swoboda decyzji dodawała tym chwilom uroku.  Kiedyś znalazłem znaczek z napisem „Marienwerder”. Gdzie leży ten kraj – właścicielka nie umiała objaśnić. Kupiłem znaczek, bo był tani, ale miałem potem dużo kłopotu, zastanawiając się, gdzie go wkleić. W albumach takiego kraju nie było.
    (...) Teraz z podbródkiem sztywno opartym o ciasno związany szal w listopadowy dzień 1945 roku, słuchałem mruczenia motoru, mrużyłem oczy i wracałem wstecz ku dawnym swoim wcieleniom. Autobus, zmierzający z Gdyni do Warszawy szedł przez ziemię mazurską. U skraju większego zgrupowania ruin zobaczyłem przewróconą tablicę z napisem „Marienwerder”. I wtedy wróciło to wszystko: ręce sklepikarki, jej usta z wystającym górnym zębem, mały chłopak, biorący markę z nieznanym napisem, żółty płomień lampki, błotnista ulica.
    Marienwerder to niemiecka nazwa Kwidzyna. Kwidzyń, miasto Warmii, teren plebiscytu w 1920 roku, plebiscytu, któryśmy wtedy przegrali. W jakimż smutnym stanie odzyskujemy tę ziemię! Ten drugi ja, podrostek lubujący się w pierwotności, mógłby się cieszyć. Kilometry, dziesiątki kilometrów – głusza. Z martwych domów nie wyjdzie człowiek, aby przerwać odpoczynek przyrody. Okna są puste, drzwi rozwalone. Uschnięty łopuch i oset, tam gdzie były ogrody.  Miętlica, oset i piołun na polach. Step, rudy step aż po granice widnokręgu. Zostawić go tak na lat kilka, a zasieją się drzewa, rozrośnie się, splącze się roślinność, aż jeździec zanurzy się w nią po ramiona. Wilczyca będzie uczyła młode pierwszych polowań w tym gąszczu, wygrzebie nory lis, tuczący się polnymi myszami.
    (...) Kto ubolewa nad jakiś faktem, ten szuka przyczyn. Przyczyna najbardziej dostrzegalną jest zupełny brak ludności. A przecież z całego obszaru Prus Wschodnich ten okręg miał największy procent ludności czysto mazurskiej, mówiącej po polsku – i przegraliśmy w plebiscycie tylko dzięki naszym błędom i nieszczęśliwej konfiguracji politycznej.  Co się więc stało z tymi Mazurami? Gdzie są, jeżeli pola nie są uprawiane a domy stoją pustką? Moi rozmówcy w Prusach Wschodnich – ludzie prości z Polski centralnej – twierdzili, że Mazurzy są gorsi od Niemców i trzeba ich wszystkich wysiedlić. Czy nie zrobiono już tego w przypływie gorliwości? Sprawa mazurska jest sprawą bolesną. Sprytni Niemcy miejscy z Gdyni i Sopotu umieją zostać Polakami i zajmować nieraz wysokie stanowiska. Wiejska  ludność mazurska jest bezbronna wobec uprzedzeń, które na próżno usiłuje rozprószyć kilku miejscowych działaczy. Nie wiem czy sądząc po pustyni w okolicach Kwidzynia nie jest za późno. Autobus toczył się sennie ku granicy z 1939 roku i dalej na południe. Coraz więcej brązowej, ciepłej barwy zaoranych pól, coraz więcej zieleni z zeszłych niedawno zbóż. W opłotkach pierzchają z wrzaskiem gęsi i kury. Żegnałem Marienwerder, wspomnienia z dzieciństwa i marzenia o puszczy."


Strona w "Przekroju" z tekstem Czesława Miłosza. Myślę, że znaczek, który Miłosz zakupił będąc młodym chłopakiem, to znaczek plebiscytowy. Tylko ten nie miał rzeczywiście nazwy państwa, tylko napis Commission Interallie oraz Marienwerder. Musiał to być znaczek z tzw. pierwszego wydania mediolańskiego, gdyż w drugim wydaniu pojawiła się już druga nazwa - Marienwerder/ Kwidzyn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz