poniedziałek, 24 lutego 2014

Wyspa Marii - miejsce niezwykłe

    W tym wpisie odbiegniemy nieco od dziejów najnowszych, za to pomkniemy w odległe zakamarki kwidzyńskiej historii średniowiecznej. Spieszę bowiem donieść, że rozpoczęły się właśnie prace nad nową powieścią historyczną, której wydarzenia osadzone zostały w naszym grodzie. Na kolejnych stronach powieści cofniemy się do epoki, w której Kwidzynem zarządzali biskupi pomezańscy, a w Katedrze zamurowana została Dorota z Mątów... zresztą sami poczytajcie...
    Autorem powieści jest pan Kazimierz Trybulski. Za wiedzą i zgodą autora, zamieszczam wpis z jego bloga, zachęcając do odwiedzenia także jego strony http://kazimierztrybulski.bloog.pl:

    "Oto jak o powstaniu miasta Kwidzyna pisze największy kronikarz krzyżacki ks. Piotr z Dusburga: „Kiedy murgrabia brandenburski przebywał w Chełmnie, przybywali tam liczni książęta z Polski: książę Konrad, książę kujawski, książę krakowski i książę wrocławski Henryk, którego zabili potem Tatarzy, następnie Odonic książę gnieźnieński i liczni inni szlachetni mężowie i możni, którzy zamieszkiwali ziemie od rzeki Odry aż po rzekę Wisłę i od rzeki Bóbr aż po rzekę Nysę, dalej Świętopełk książę pomorski ze swoim bratem Samborem. Ci z wielką liczbą rycerstwa i zbrojnych, jakiej nigdy dotąd w Prusach nie widziano, wkroczyli do Prus i budując miasto Wyspy Przenajświętszej Marii umocnili wzniesiony wcześniej zamek.”
    Nie mam zamiaru rozwodzić się nad dziejami Kwidzyna, zrobili to w sposób doskonały i wyczerpujący miejscowi historycy w obszernej pracy: „Kwidzyn  Dzieje miasta”(streszczenie pracy na portalu: kwidzyn.pl) Zacytowałem powyższy fragment tylko dlatego, że wywołał we mnie pewną, historiozoficzną niemalże refleksję: niewiele jest miast mogących pochwalić się takimi narodzinami - oto całe niemalże rycerstwo polskie, bo to i Gniezno i Wrocław i Kraków nawet biorą w tym udział, wraz z rycerstwem zachodnim i wojskami wezwanego na pomoc Zakonu N.M.P., w liczbie, „jakiej nigdy dotąd w Prusach nie widziano”, rozpoczyna wielką krucjatę przeciwko pogańskim Prusom, krucjatę, która potrwa wiele lat, a która na zawsze zmieni bieg historii. Pierwszym aktem twórczym tych międzynarodowych sił spod znaku krzyża jest powołanie do życia miasta zwanego przez krzyżowców „Marienwerder”, czyli „Wyspa Marii.” Czy niezwykłe okoliczności narodzin tego miasta należałoby traktować jak jakiś znak czy symbol, trudno powiedzieć; Jedno jest pewne: Opatrzność wyznaczyła Wyspie Marii w dziejach Prus Zakonnych, i nie tylko, rolę szczególną, bo chociaż miasto to nie należało do największych i najbardziej rozwiniętych gospodarczo miast państwa krzyżackiego, odgrywało w nim jednak  ogromną rolę religijną i kulturotwórczą. Było przecież stolicą Diecezji Pomezańskiej, siedzibą znanych, wybitnych biskupów Kościoła Powszechnego (takich, jak Jan Monch) i Kapituły, w której zasiadali tacy ludzie, jak: prof. Uniwersytetu Praskiego, wybitny teolog, autor obszernych prac o bł. Dorocie - Jan z Kwidzyna, wybitny prawnik krzyżacki (późniejszy biskup) Jan Ryman oraz autor jednej z kronik państwa krzyżackiego, Jan z Żuławki. Do tej listy warto też dodać syna kwidzyńskiego mieszczanina, wybitnego medyka, kanonika włocławskiego Mikołaja Wodkę.
    W Kwidzynie też, w wieku XIV, obok zamku kapituły pomezańskiej, powstaje gotycka katedra - najwspanialsza i najpiękniejsza budowla sakralna państwa zakonnego. Do dzisiaj podziwiać można jej niezwykłą architekturę i będące arcydziełem średniowiecznego malarstwa  freski. To w tej właśnie katedrze spędziła ostatnie chwile swojego życia jedna z największych mistyczek średniowiecznych, wizjonerka i stygmatyczka – bł. Dorota z Mątów. (Więcej na temat tej świętej w poprzednim wpisie: „Mało znane, wielkie święte państwa krzyżackiego.”) To w tej katedrze pochowanych zostało trzech wielkich (i to nie tylko z nazwy) mistrzów Zakonu Najświętszej Marii Panny: Werner von Orseln, Ludolf Konig von Watzau i Henryk von Plauen.
    Werner von Orseln to wielki mistrz Zakonu w latach 1324 – 1330. Jeden z niewielu przełożonych Zakonu, któremu bardzo leżało na sercu życie duchowe braci Zakonu Krzyżackiego. Zorganizował dwa zjazdy duchowieństwa pruskiego i wydał wiele aktów administracyjnych regulujących ustrój zgromadzenia. Swoje marzenia o Zakonie wiernym ideałom zakonów rycerskich przypłacił życiem.
     Wielki dramat Ludolfa Koniga, mistrza, któremu państwo zakonne zawdzięczało sześćdziedziąt sześć lat pokoju z Polską, poruszyć może najbardziej zatwardziałego wroga Zakonu.
      Henryk von Plauen to z kolei człowiek, który na dobrą sprawę (pomijając wszelkie inne przypuszczenia, podejrzenia czy domysły) uratował stolicę pańtwa krzyżackiego, a może i nawet samo państwo) przed całkowitą klęską. Potem stał się niestety ofiarą własnej próżności i zachłanności, za co został oskarżony przez braci o zdradę. Czy słusznie, nieważne. Jedno jest pewne: jego zasług dla Zakonu nikt z nich na pewno nie podważał.
     Ileż historiozoficznych przemyśleń dostarczyć może turyście krypta  trzech wielkich mistrzów, tym bardziej że ich groby znalezione zostały dopiero w 2007 r.! W jak przedziwny sposób wpisuje się w losy tych grobów przepowiednia bł. Doroty (również w poprzednim wpisie). Zamiast „turyście”, z powodzeniem mógłbym użyć słowa: „pielgrzymowi”, bo przecież obok grobów wielkich mistrzów znajduje się pusty grób bł. Doroty, również odkryty w roku 2007. Dlaczego pusty? No cóż! Historia nadal skrywa przed nami wiele niezwykłych tajemnic, chociaż czasami zaskakuje nas swoją szczerością, jak na przykład w sprawie ubiorów wielkich mistrzów. Niby drobiazg, ale jakiej wagi! Na mnie na przykład ogromne wrażenie zrobiła informacja, że mistrzowie ci chodzili w drogich, wzorzystych jedwabiach, i że płaszcz, w którym takiego mistrza chowano do grobu, uszyty był z 14 rodzajów kolorowego, włoskiego jedwabiu!
    Duże wrażenie robi rekonstrukcja grobowca; kto jeszcze tam nie był, koniecznie powinien się wybrać.
     Moje zauroczenie średniowiecznym Kwidzynem (nie będę mówił nic o współczesnych dokonaniach kulturalnych miasta, żeby nie dokonywać niewygodnych porównań) trwa od dawna, ale ze zrozumiałych względów, zacząłem od Grudziądza i Powiatu Grudziądzkiego („Ballada o rycerzu Krzyża” i „Za rzeką czasu”). Teraz jednak postanowiłem napisać powieść, której akcja toczyć się będzie (właściwie to już się toczy) w średniowiecznym Kwidzynie w latach: 1391 – 1394. Dlaczego akurat te lata? Bo właśnie w tych latach przebywa w Kwidzynie wspomniana już przeze mnie Dorota Swertveger (obecnie błogosławiona), dziekanem Kapituły jest znany nam już Jan z Kwidzyna, który od początków 1392 roku spisuje wizje Doroty, biskupem pomezańskim jest Jan Monch, plebanem Mikołaj Osterode, prepozytem Jan Ryman, oficjałem Jan z Żuławki a burmistrzem miasta Piotr Kunzel. W katedrze, pod posadzką prezbiterium leżą już dwaj wielcy mistrzowie: Werner von Orseln i Ludolf Konig von Watzau, a na ścianach katedry powstają właśnie niezwykłe freski.
     Wielkim mistrzem Zakonu jest najpierw „gniewny człowiek o szpetnym obliczu”, czyli Konrad von Wallenrode (któremu Dorota Swertveger przepowiedziała rychłą i nagłą śmierć), potem Konrad von Jungingen, który ostrzegał braci, żeby nie wybierali po nim jego brata Ulryka, bo źle się to dla Zakonu skończy. W polityce międzynarodowej wrze: Zakon nie chce uznać chrztu Litwy i kontynuuje „krucjaty”, Polacy twierdzą z kolei, że Zakon, walcząc z państwem polsko-litewskim, stał się „wrogiem chrześcijaństwa” numer jeden i że papież powinien odebrać mu prawo misji. Obydwie strony rozwijają propagandę ideologiczną na niespotykaną dotychczas skalę, a agenci obydwu stron mają ręce pełne roboty.
     Tak więc jest o czym pisać. Oczywiście oprócz realiów historycznych, obyczajowych i wszystkich innych, będzie też fabuła (mam nadzieję, że ciekawa), której nie zdradzę, będą liczni bohaterowie z różnych warstw społecznych, będzie też obecna … a właściwie to wszechobecna chrześcijańska mentalność człowieka wieków średnich. Bez tego o średniowieczu mówić się nie da.
    Przypomniała mi się pewna „recenzja” powieści „Za rzeką czasu”, w której to „recenzji” autorka miała do mnie pretensję, że mój rycerz Karol jest człowiekiem wierzącym, że moi bohaterowie często się modlą i walczą z poganami, którzy przecież też mieli prawo do wyznawania swojej religii. No cóż! Autorka „recenzji” to wie, ja wiem, ale ludzie w średniowieczu nie wiedzieli. Myślę, że opowiadając o nich, nie powinienem kłamać, bo mogą mnie straszyć po nocach, czego bardzo nie lubię. Nie jestem historykiem, to fakt. Jestem pisarzem, a więc trochę pozmyślać mógłbym, ale bez przesady!
     Będą też ilustracje (może nawet kolorowe), mapka terenu i plan średniowiecznego Kwidzyna. Adresatem powieści będzie nie tylko młodzież, ale też ludzie dorośli (chociaż z tą dorosłością też różnie bywa), tak więc według moich zamierzeń będzie to powieść w miarę uniwersalna, która (tak myślę)  zainteresuje każdego.
     Acha! Jedna uwaga: wszyscy kanonicy, biskup i w ogóle duchowieństwo państwa zakonnego to również bracia Zakonu Krzyżackiego. Mówię o tym, że w mniemaniu wielu tylko ci, którzy machali mieczami byli braćmi Zakonnymi, chociaż to tylko oni sprawowali faktyczną władzę w państwie. Rolę kulturotwórczą pełnili jednak bracia kapłani.
       Wracając do mojej nowej powieści: jaki będzie tytuł? A właściwie, to jaki jest jej tytuł, bo przecież już ją jakiś czas piszę? „Wyspa Marii” – taki, jak na razie, jest tytuł tej książki. Myślę, że nie ulegnie zmianie, bo bardzo mi się podoba.
      Kiedy zostanie wydana? Bóg jeden wie. „Akt twórczy” będzie trwał z pewnością gdzieś do końca września. Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że oprócz pisania, czas zajmuje mi też czytanie; nie chcę przecież czytelnikom głupot naopowiadać.
      Załączam kilka zdjęć wykonanych w niezwykłym miejscu zwanym Kwidzyn, lub „Wyspa Marii.”
P.S. Zapomniałem dodać, że miasto Kwidzyn wspiera mój „projekt”, z czego bardzo się cieszę."

źródło i zdjęcia znajdziesz tutaj:  http://kazimierztrybulski.bloog.pl:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz